Dyssolucja osobowości schizofrenicznej – cz.2

Iluzje procesu rozszczepiającego powstają stąd, że proces chorobowy bezpośrednio uszkadzający dynamizmy czołowo-sprzężone pośrednio umożliwia przez to występowanie na jaw „wielkiej samodzielności poszczególnych zespołów” (Bleuler), które są samodzielne nie dlatego, że zostały „rozszczepione” przez chorobę, ale dlatego że na tym poziomie prelogicznym nigdy nie były jeszcze „zszczepione” ze sobą, ponieważ praw­dziwe, mocne ich sprzężenie zostaje dokonane dopiero na po­ziomie czołowo-logicznym, po kilkunastu latach ewolucji jego aktywności. Stąd zupełnie zrozumiała iluzja rozszczepienia, którego w rzeczywistości tu wcale nie ma. Musimy zresztą podkreślić, że ta cecha charakteru izolowanego „wielkiej sa­modzielności poszczególnych zespołów” jest główną cechą, charakteryzującą nie tylko dynamizmy prelogiczne, ale w większym stopniu odruchowość warunkową, i w jeszcze większym stopniu aktywność podkorowo-instynktową (oczy­wiście pomijamy tu odrębną kategorię odruchów łańcucho­wych).

Rzekomy „proces rozszczepieniowy” jest zatem w rzeczy­wistości ujawnianiem izolowanego samodzielnego charakteru poszczególnych zespołów, cechującego w ogóle wszystkie pozaczołowe i podkorowe poziomy, a już przede wszystkim jest ujawnieniem dualistycznej struktury korowo-psychicznej, z przesunięciem zwykłej przewagi dynamizmów czołowo-sprzężonych na korzyść przewagi dynamizmów prelogiczno-izolowanych, które same przez się są normalne, ale których przewaga u człowieka dorosłego jest patologiczna, bo ma swo­je źródło jednak w chorobowym procesie osłabiania dynamiz­mów psychicznych najwyższych, jest nawrotem do stosunków dziecięcych. Albo inaczej: patologiczną formą jest nie „prelogiczna osobowość urojeniowa” schizofrenika, bo ta istnieje i u zdrowego człowieka, ale jej przewaga nad pozostałością po czołowo-sprzężonej osobowości przedchorobowej.

Nic nie przemawia bardziej przeciwko jednolitości czynnoś­ci korowo-psychicznych, rozlanych w całej korze mózgowej, pomimo znanych wielkich zdolności zastępczych tkanki ner­wowej, zwłaszcza korowej, jak właśnie dualizm korowo-psychiczny i wzajemny stosunek dynamizmów logicznych do prelogicznych, który jest, jak powiedzieliśmy, stosunkiem dwóch dominant energetycznych, pozostających w stanie równowa­gi ruchomej, z przewagą — u dorosłych — dynamizmów lo­gicznych, sprzężonych, i z przewagą dynamizmów izolowa­nych w niektórych innych specjalnych, znanych przypadkach. Czy można sobie wyobrazić jednolitość aktywności korowo-psychicznej, jeżeli ta aktywność polega na synergii dwóch odmiennych, w dużym stopniu antagonistycznych układów energetycznych, niekiedy toczących zawziętą, wewnętrzną walkę między sobą?

Zdaje się, że ten dualizm energetyczny daje się daleko ła­twiej zrozumieć w naszym ujęciu narządu pozaczołowego, ja­ko wspólnego narządu odruchowości warunkowej u zwierząt i u ludzi i narządu czołowego, który wraz z narządem mowy jest aparatem wyłącznie i swoiście ludzkim, tworzącym kultu­rę ludzką. Schizofrenia w rzeczywistości nie jest schizofrenią, bo nic nie rozszczepia, ale nazwa tego schorzenia powinna oczywiście pozostać na zawsze ze względu na to, że została stworzona przez autora szwajcarskiego, który — pomimo wszystko — jednak najgłębiej ujął ten obraz psychopatologiczny. Histeria także nie jest macicą, a nazwa jednak utrzy­muje się w medycynie.

Na zakończenie rozdziału o dyssolucji typu schizofreniczne­go musimy przynajmniej w kilku słowach zaokrąglić ten opis wzmianką o paru jej cechach charakterystycznych. Więc przede wszystkim myślenie schizofreniczne odbywa się w sym­bolach wyrazowych, podczas gdy osoby w majaczeniu myślą symbolami wzrokowymi. Różnica ta wskazuje tylko na więk­szą głębokość poziomu dyssolucyjnego w majaczeniach, po­nieważ w symbolach wzrokowych myślą dzieci w wieku przed­szkolnym, stąd ich ejdetyzm; dopiero później u dzieci w wieku szkolnym zaczyna się powoli rozwijać osobowość oceniająca, np. różnice pomiędzy wyobrażeniem a postrzeganiem, i myślą­ca już w obrazach wrażeniowych, chociaż jeszcze nadal ist­nieje przewaga poszczególnych zespołów izolowanych. W dyssolucjach prędkich (marzenia senne, majaczenia) ta faza prelogiczna przejściowa typu schizofrenicznego (z omamami wy­razowymi) zwykle nie istnieje.

Czynnik wieku w majaczeniach z zakażenia i z zatrucia nie odgrywa większej roli, z wyjątkiem małych dzieci, u których właściwy proces dyssolucyjny nie może jeszcze istnieć. Nato­miast w dyssolucjach powolnych wiek, w którym rozpoczyna się proces schizofreniczny, wyciska wybitne piętno na obra­zie chorobowym. Proces schizofreniczny rozpoczyna się naj­częściej w okresie pokwitania (12 —16 r. ż.) lub młodzień­czym (17 — 24 r. ż.) i w wielu przypadkach doprowadza w ciągu paru lub kilku lat do rozpadu psychicznego znacznego stopnia. Parafrenia, która należy do tego samego kręgu dzie­dziczenia i cechuje się mniejszym stopniem rozpadu psychicz­nego, zaczyna się najczęściej ok. 30 r. ż. Względnie jeszcze le­piej zachowana jest osobowość psychiczna, pomimo jej uro­jeniowego przekształcenia, w przypadkach paranoi przewle­kłej, występującej najczęściej ok. 40 r. ż. lub nawet później

należącej w pewnej części przypadków do tego samego krę­gu dziedziczenia konstytucji schizoidalno-niepikniczej.

Tak wielkie znaczenie czynnika wieku zdaje się wypływać z narastania z wiekiem coraz większej liczby warstw chronogennych, coraz mocniej utrwalających i sprzęgających posz­czególne nastawienia w jednym układzie hierarchicznym, coraz bardziej odpornym na wszelkie zmiany i „nowinki”, aż do zna­nej skamieniałości poglądów w otępieniu starczym.

W niektórych przypadkach bardzo bliskie pokrewieństwo paranoi przewlekłej i schizofrenii występuje w sposób bardzo jaskrawy, np. w przypadku rodziny, w której ojciec był schi­zoidem, jeden jego syn paranoikiem przewlekłym (dwadzieś­cia lat życia poświęcił budowie perpetuum mobile), a z czworga ¡ego wnuków troje starszych leczyło się w klinice psychia­trycznej warszawskiej z powodu różnych obrazów schizofre­nicznych. A są także przypadki, co prawda rzadkie, w których sprawa chorobowa rozpoczyna się ok. 40 r. ż. pod postacią wy­raźnej paranoi przewlekłej, w której np. chory przez kilka lat mógł jeszcze spełniać obowiązki nauczyciela i dyrektora gim­nazjalnego aż do czasu, w którym obraz paranoiczny zaczął się w dosyć szybkim tempie przekształcać w typowy obraz schizofreniczny z bezmyślnymi urojeniami i daleko posuniętym rozprzężeniem.

Marcin Autor