Psychoza maniakalno-depresyjna cz.2

Fakt, że popęd syntoniczny na obu biegunach swojej skali nasileń wykazuje zaburzenia pod postacią dwóch wielkich psychoz endogennych, mianowicie psychozy maniakalno-depresyjnej i schizofrenii, świadczy o tym, że: 1) instynkt syn­toniczny, jako filogenetycznie młodszy, jest słabo zorganizo­wany w porównaniu z filogenetycznie starymi instynktami ustrojowymi, samozachowania się i zachowania gatunku i 2) stawianie w psychologii lub w psychiatrii jakiegokolwiek innego instynktu na równi z popędem syntonicznym jest zu­pełnym niezrozumieniem jedynej w swoim rodzaju roli popędu syntonicznego w ewolucji psychicznej, w życiu psychicznym normalnym i w psychiatrii, w którym od ukształtowania tego popędu zależą trzy olbrzymie działy psychiatryczne: psycho­patie, psychoza schizofreniczna i psychoza maniakalno-depresyjna. Nawet popęd poznawczy nie może być stawiany na równi z syntonicznym, mimo że odgrywa tak wybitną rolę w ewolucji psychicznej i jest przyczyną oligofrenii dziedzicz­nej, gdyż w ostatecznym wyniku wszystkie czynności poznaw­cze mają charakter narządu orientacyjnego w stosunku do popędowości uczuciowej, do skłonności.

Popędowość uczuć powszechnych, przykrości i przyjemności, jest zatem głównym motorem dynamicznym ewolucji i życia psychicznego i każda anomalia tej popędowości, a przede wszystkim syntonii, musi doprowadzać i rzeczywiście dopro­wadza do zupełnie wyjątkowych skutków w patologii, do wiel­kich społecznych klęsk pod wymienioną już postacią psycho­patii, schizofrenii i psychozy maniakalno-depresyjnej.

Nie trzeba się dziwić temu wyjątkowo wielkiemu zakreso­wi działania obu biegunowych nasileń syntonii. U zwierząt ży­cie społeczne w ludzkim znaczeniu tego wyrazu nie istnieje. U człowieka jest ono możliwe tylko dzięki istnieniu, biopsychicznej, dziedziczonej siły popędu do współdźwięczenia uczu­ciowego z otoczeniem. Zupełny brak syntonii należy do rzad­kich przypadków; chłód, budzący grozę w otoczeniu, który Łuniewski nazywa krierotomią, uniemożliwia normalne współ­życie ze społeczeństwem. Są to przypadki kryminalne i bu­dzące grozę nawet wśród kryminalistów. Jest rzeczą dość zwy­kłą, że syntonia wystarczająca w wewnętrznych stosunkach społeczeństwa wykazuje jednak wyraźną niedomogę w sto­sunkach międzynarodowych, a w przypadkach rzadkich docho­dzi do krierotomii narodu kulturalnego z jego dążnością do wytępienia narodów sąsiadujących przez środki możliwie naj­bardziej nieludzkie, a stosowane systematycznie i celowo w XX wieku. Instynkt syntoniczny nie jest jeszcze mocno zorganizowany, jest dziedzicznym nastawieniem energetyczno-mnemicznym znajdującym się jeszcze w okresie dalszego rozwoju gatunkowego.

Gdybyśmy nawet odrzucili wszystko to, co w powyższym przedstawieniu zagadnienia jest tylko hipotezą roboczą, to w każdym razie musimy uznać popęd syntoniczny za dziedziczno-rodzinny mechanizm podkorowo-instynktowy, a napady manii i melancholii za przejaw nieznanego nam bliżej dziedziczno-rodzinnego jakiegoś niedoboru tego mechanizmu. W przeciwieństwie do wszystkich dyssolucyjnych obrazów psychonerwicowych, schizofrenicznych i innych przewlekłych, ostrych majaczeniowych, w których proces chorobowy powo­duje ubytki w ewolucyjnie najwyższych piętrach korowo-psychicznych, w psychozie maniakalno-depresyjnej punktem wyjścia napadów są zmiany nie korowo-psychiczne, ale podkorowo-instynktowe, właśnie biegunowo najbardziej odległe od zmian dyssolucyjnych.

Napady manii i melancholii nie mają zatem patogenezy dyssolucyjnej, tak samo jak jej nie mają stany otępienia umysłu, które również mieliśmy prawo określić jako biegunowo naj­bardziej odległe od punktu wyjścia zmian dyssolucyjnych. Okazuje się, że pod tym względem zbliżają się do siebie spra­wy kliniczne tak bardzo różne, jak procesy organiczno-dementywne i napady psychozy maniakalno-depresyjnej, które do otępienia umysłu nie doprowadzają nigdy. Ale oczywiście to zbliżenie jest tylko pozorne, ponieważ biegunowa odległość stanów organicznych od aktywności czołowo-sprzężonej po­lega na anatomicznych zmianach podłoża świadomości, zaś bie­gunowa odległość napadów manii i melancholii od aktywności czołowo-sprzężonej polega na dziedziczonych zmianach natury energetycznej w talamicznym ośrodku afektywności protopatycznej.

Ey i Rouart lokują struktury maniakalno-depresyjne w środ­ku swojej skali dyssolucyjnej, Jackson uważał manię i me­lancholię również za procesy dyssolucyjne. Rzeczywiście oma­my w psychozie maniakalno-depresyjnej są zjawiskiem rzad­kim, ale urojenia należą do reguły w każdym przypadku o na­sileniu nieco znaczniejszym, a inne objawy prelogiczne stwier­dzamy zawsze. Te wyzwoleniowe objawy dowodzą, że i w psy­chozie maniakalno-depresyjnej mamy niewątpliwie do czynie­nia z objawami dyssolucyjnymi. Ale nie można zapominać, że ta dyssolucja w psychozie maniakalno-depresyjnej jest w ogóle zjawiskiem wtórnym w procesie, w którym objawem pierwotnym jest występowanie patologicznego nastroju podkorowo-instynktowego. Ten nastrój i jego psychofizjologiczny odpowiednik są oczywiście — jak wszelkie inne normalne ze­społy czynnościowe talamiczne — rzutowane na korę mózgo­wą. Stąd wszystkie czynności intelektualne, na wszystkich pię­trach kory, zostają zalane i zabarwione nastrojem patologicz­nym, wzmożonym lub obniżonym, podobnie jak w znanych bólach talamicznych albo w dusznicy bolesnej lub innych kauzalgicznych bólach świadomość jest prawie bez reszty zajęta tylko odczuwanym bólem. Podobnie w napadach manii i me­lancholii i nastrój opanowuje świadomość i myślenie narzą­dów korowych, a przede wszystkim najmniej odpornego, naj­słabiej zorganizowanego narządu czołowego, który wskutek tego zalewu przez nastrój słabnie w swych czynnościach kry­tycznych i hamujących, co umożliwia wyzwolenie dynamizmów prelogicznych. Musimy zatem powiedzieć, że w psychozie ma­niakalno-depresyjnej dyssolucja jest nie przyczyną objawów, ale skutkiem działania nastroju patologicznego.

Marcin Autor