Dyssolucja i otępienie umysłu

Hughlings Jackson sądził, że procesy dyssolucyjne obej­mują wszelkie spotykane w klinice psychiatrycznej obrazy psychonerwicowe i psychotyczne, a także wszelkie obrazy neurologiczne. Ey i Rouart, którzy pierwsi zastosowali naukę Jacksona do wszystkich zespołów spotykanych w klinice psy­chiatrycznej, idą za poglądem Jacksona i do procesów dyssolucyjnych zaliczają w ogóle wszystkie „struktury psychopatologiczne”, począwszy od psychonerwic, a kończąc na stanach dementywnych, czyli otępienia umysłu. Przypominamy tu skalę „struktur psychopatologicznych”, ułożoną przez Eya i Rouarta według stopnia ich głębokości dyssolucyjnej: 1) struktury ner­wicowe, 2) paranoiczne, 3) onejryczne, 4) dyzestetyczne, 5) maniakalno-melancholiczne, 6) splątaniowo-osłupieniowe, 7) schi­zofreniczne, 8) dementywne. Jak widzimy, otępienie umysłu w tej skali jest dyssolucją najgłębszą i bezpośrednio sąsiadu­jącą ze stanami schizofrenicznymi, które są zatem przedostat­nim stopniem głębokości dyssolucyjnej.

Postaramy się w tym rozdziale uzasadnić, czemu w sprawie ujęcia otępienia umysłu z punktu widzenia dyssolucyjnego musimy zająć zupełnie inne stanowisko, aniżeli francuscy neojacksoniści i sam Jackson. Zresztą Jackson w ogóle ina­czej rozumiał stan dementywny, ponieważ zaliczał do niego nawet stany śpiączkowe. Ey i Rouart ujmują stany dementyw­ne oczywiście już w sposób zupełnie współczesny.

Przede wszystkim musimy zwrócić uwagę na to, że podział zaburzeń psychicznych na dementywne bądź afektywne, jak psychoza maniakalno-depresyjna i schizofrenia, w której mówią o „otępieniu afektywnym” a nie dementywnym, przy­pomina bardzo klasyfikację niedorozwojów psychicznych z po­działem na oligofrenię i psychopatię, a także klasyfikację psy­chologiczną z podziałem na normalne „sfery psychiczne”, in­telektualną i uczuciową.

Wreszcie wszystkie te podziały razem wzięte zdają się być echem jeszcze innego podziału, najbardziej podstawowego, mianowicie podziału filogenetycznie młodszych instynktów na po­pęd poznawczy i popęd syntoniczny, które są dynamicznym motorem instynktu, budującym na poziomie kory mózgowej właśnie „sferę intelektualną” i „sferę uczuciową”. Ten podział ma zatem uzasadnienie głębokie, pomimo nieuniknionego zle­wania się na poziomie korowym elementów engrafii poznaw­czej afektywnej w jedną całość czynnościową, mianowicie w zespół poznawczo-uczuciowy. Z tego ewolucyjnego punktu widzenia wszystkie wzmiankowane tu podziały w sposób na­turalny wiążą się ze sobą.

W dyssolucji schizofrenicznej poznaliśmy niedomogę uczu­ciowości rozwojowo najwyższej i wypływające stąd wyzwole­nie dynamizmów uczuciowych niższych, prelogicznych, niedo­mogę, która nie powoduje zaniku nabytków intelektualnych. Przeciwnie w nierzadkich przypadkach czystej regresji dementywnej mamy do czynienia z ubytkami natury intelektual­nej, bez zmiany osobowości charakterologicznej i bez obja­wów natury wyzwoleniowej, a więc są to ubytki, powstające wyłącznie w dziedzinie intelektualnej, stwarzanej przez popęd poznawczy. Oczywiście przypadki otępienia umysłu mieszane z objawami prelogicznymi są może częstsze niż przypadki czy­ste, ale istnienie tych ostatnich nie może ulegać wątpliwości i musimy się z nimi liczyć.

Zdaje się, że jest jeszcze jedno pokrewieństwo pomiędzy procesem schizofrenicznym, a tym procesem otępienia umy­słu, który mamy prawo uważać za arcytyp regresji dementywnej, ponieważ jest to tylko nasilenie fizjologicznych zmian wstecznych, mianowicie otępieniem starczym (dementia senilis), w którym pierwsze ubytki patologiczne niekiedy tak samo trudno dają się odróżnić od zmian starczych jeszcze normal­nych, jak w schizofrenii słabsze zmiany charakterologiczne dają się z trudnością odróżniać od zmian charakterologicznych, zachodzących jeszcze w granicach normalnych. Ta cecha po­krewna obu spraw, schizofrenii i otępienia starczego, zdaje się wypływać z najgłębszej istoty ich procesów, które w obu przypadkach powstają przez powolne zużycie, przez abiotrofię, o której mówiliśmy już w patogenezie schizofrenii. W zgo­dzie z takim ujęciem abiotroficznej patogenezy zmian zwyrod­nieniowych kory i otępienia starczego pozostaje coraz bar­dziej utrwalające się w psychiatrii przekonanie, że długo­wieczność jest w rodzinach cechą dziedziczną, a być może tak samo otępienie starcze i stoją w związku i w pewnej zależnoś­ci od właściwości układu gruczołów dokrewnych.

Przejdźmy teraz do omówienia różnic, które należy podkre­ślić pomiędzy dyssolucją schizofreniczną a regresją starczą.

Pierwsza różnica polega na tym, że w otępieniu starczym znajdujemy posuwające się zanikanie tkanki mózgowej, pod­czas gdy w schizofrenii zmiany anatomiczne, znajdowane przez jednych badaczy w 3 i 5 warstwie kory mózgowej (Hechst i Miskolczy), przez innych są w ogóle zaprzeczane i schizofre­nia jest zaliczana przez nich do psychoz czynnościowych, mi­mo że w licznych przypadkach proces schizofreniczny dopro­wadza do rozpadu psychicznego.

W schizofrenii aktywność psychiczna ulega uszkodzeniu od góry, od ewolucyjnych szczytów piętrowej nadbudowy ener­getycznej; w otępieniu umysłu aktywność psychiczna ulega uszkodzeniu od dołu, ale nie w znaczeniu dolnych, wczesnych dynamizmów psychicznych, tylko w znaczeniu „fizycznej pod­stawy świadomości”, w znaczeniu podłoża anatomicznego. Wprawdzie w dyssolucji majaczeniowej proces zakaźny lub toksyczny również uszkadza fizyczną podstawę świadomości, jednakże najczęściej i najsilniej uszkadza najmniej odporną fizyczną podstawę świadomości czołowej i właśnie dlatego stan majaczeniowy staje się również klasycznym przykładem dyssolucji prędkiej, jak schizofrenia jest przykładem dyssolu­cji powolnej.

Mniej wyraźna sytuacja jest z procesem dementywnym. Tu powstaje pytanie: 1) czy proces dementywny w ogóle jest pro­cesem dyssolucyjnym w ścisłym tego słowa znaczeniu, tj. czy jest odwrotnością ewolucji, czyli ubytkiem aktywności piętro­wo najwyższej i wyzwoleniem dynamizmów niższych, 2) jeżeli tak, to należy bliżej określić, co mianowicie z aktywności psy­chicznej ulega w otępieniach umysłu zanikowi, a co wyzwole­niu, i czemu kliniczny obraz tych dwóch spraw jest tak bardzo różny, jeżeli w obu przypadkach mamy do czynienia z prze­wlekłą dyssolucją.

Marcin Autor