Swoiste dynamizmy narządu czołowego – cz.1/2

Mourgue, który w swych pracach zajmuje stanowisko zdecydowanie ewolucyjne i hierarchiczne, zarzuca powyższej teorii Goldsteina, że zbyt wąski jest jego punkt wyjścia, mianowicie reakcje traumatyków mózgowych, które zamaskowały mu pewną część rzeczywistości. Stąd po pierwsze — Goldstein nie uwzględnia dostatecznie, że czynnościowy kształt dorosłego człowieka, brany przez niego jako typowy, »jest tylko zakończeniem pewnej ewolucji, która ma swe odległe korzenie w życiu płodowym osobnika». Oczywiście, nie idzie tu o stanowisko elementów obok siebie, oczywiście każdy etap ewolucyjny tworzy pewien kształt; ale jednak kształt zachowania się dorosłego osobnika, gdy choroba wywołuje zjawiska izolacji, wykazuje, że ten kształt ma swoją, historię. Z tego punktu widzenia pogląd Goldsteina, tak nowy i tak oryginalny, zachowuje jednak coś z charakteru statycznego neurologii klasycznej. Pojęcie trwania nie zajmuje tu należytego miejsca.

Goldstein nie wspomina o lokalizacji chronogennej i o hierarchii czynności (ruchy zginania i rozginania sprawy nie wyczerpują). Po drugie być może, że rozważanie — jeśli nie wyłączne, to w każdym razie podstawowe — zaburzeń morfologicznych doprowadziło Goldsteina do podkreślania charakteru »formalnego» (w sensie teorii kształtów) zachowania się ustroju. Kształt daje się łatwo obserwować na poziomie ruchowym albo zmysłowym (materiał traumatyków mózgowych). Jest to poziom stosunkowo stary, z punktu widzenia ontogenicznego, i szczególniej mocno zorganizowany (H. Jackson). Ale byłoby błędem sądzić, że tak samo jest z poziomem psychicznym, swoiście ludzkim. W reszcie trzecim i najsilniej przez Mourgue’a podkreślanym zarzutem jest nieomal zaprzeczenie przez Goldsteina roli instynktu, w sensie nadawanym mu przez Monak owa i Mourgue’a, tj. równoznacznym z życiem uczuciowym. Goldstein ułatwia sobie zadanie, zwalczając Klagesa mętny umysł, zajęty widocznie sprawami pozanaukowymi. W rzeczywistości Goldstein — rzecz paradoksalna — przyjmuje pewną spontaniczność organizmu, przedstawia nam ten ustrój jako plastyczną materię, podległą podnietom zewnętrznym, podczas gdy obserwacja wykazuje, że tworzenie kształtu takiego, jak go Goldstein pojmuje, jest raczej funkcją całej minionej historii osobnika i momentu instynktowego, który gra rolę selekcji w stosunku do podniet zewnętrznych. Goldstein daje nam dobry pogląd na działalność »maszyny», o której słusznie mówi zamiast o teorii mozaiki odruchowej, ale nie mówi nic o motorze, który ją ożywia. Dlatego Mourgue nie uznaje interpretacji Goldsteina kompleksu Edypa, — gdyby tu miały miejsce zaburzenia »mneme», musiałoby to być zjawisko tylko przejściowe, a klinika temu zaprzecza. Kształt podrażnień nerwowych jest niewątpliwie zaburzony w psychozach i psychonerwicach, ale to jest zjawisko wtórne, na pierwszy zaś plan należy tu wysuwać zaburzenia życia instynktowego jako czynnik powodujący chorobę. Goldstein odtrąca instynkt zapewne z powodu dualizmu, który instynkt zdaje się wprowadzać w człowieku. Ale jeżeli przeciwstawiamy sferę instynktową sferze orientacji i przyczynowości, to tylko dla wygody wykładu. W istocie, poza przypadkami patologicznymi, w których dyspozycja jest regułą (także zdaniem Goldsteina), obie te sfery tworzą jedność, i to tym bardziej, im osobnik jest doskonalszy.

Zdaje się, że wszystkie trzy powyższe zarzuty Mourgue’a są w zupełności uzasadnione i właśnie dlatego wszędzie tam, gdzie Goldstein mówi o motorze »poruszającym ustrój jako całość», zmuszony jest opuszczać grunt morfologiczny, a co więcej, nawet w ogóle neurologiczny, i sprowadza źródło wszelkiej koordynacji, wszelkie tworzenia kształtu do terminów psychologicznych »spontaniczności» i »zamiaru», które, naszym zdaniem, zgodnym z poglądem Monak owa i Mourgue’a, wypływają właśnie z tego »instynktu» i tej »uczuciowości», 0 których autor ten w ogóle mówić nie chce.

Pomimo dążności do usunięcia ogniw psychologicznych, jako »nie-naukowych», z rozważań swych neurologicznych, i pomimo w szczególności zamykania oczu na kierowniczą rolę uczuciowości, Goldstein zmuszony jest, jak widzimy, całą swoją teorię o pierwszym planie i drugim sprowadzać w końcu do psychicznych motorów (»spontaniczności», »zamiarów»), dużo bardziej mglistych niż dążności uczuciowe. Albo niekiedy zmuszony jest z tego samego powodu uważać wręcz przyczynę za skutek, np. gdy mówi o »zaniku zdolności ujmowania istotnego momentu przeżycia», zaniku, który uważa nie za skutek, ale za przyczynę »braków uwagi, braku zainteresowań, zaburzeń zapamiętywania, objawów, które należą do dziedziny agnostycznych i apraktycznych». Jest jasne, że w tym miejscu musimy stanąć po stronie poglądów Feuchtwangera, który w płatach czołowych widzi narząd uczuciowości intencjonalnej, determinującej, która staje się kierownictwem zarówno przebiegu zjawisk psychicznych jak i zachowania się wobec sytuacji zewnętrznych.

Zapatrywaniom Goldsteina, pomimo wzmiankowanych rozbieżności z naszymi, poświęciliśmy dość dużo miejsca dlatego, że bodaj żaden inny autor nie sprecyzował tak dokładnie roli płatów czołowych jako odrębnego i nadrzędnego narządu, kierującego zarówno podrzędnymi mu mechanizmami płatów pozaczołowych, układu móżdżkowego i układu podkorowego jak i procesami psychicznymi. Ale chcąc operować tymi ostatnimi w sposób, który by je lepiej kwalifikował jako przedmiot badań »ściślej naukowych», nie trzeba mówić o jakiejś »spontaniczności», ale stanąć na stanowisku psychofizjologicznym, tj. mnemicznym, gdyż wtedy zamiast metafizycznej spontaniczności powstaje zależność reakcji osobnika jako całości, albo reakcji psychicznych, oceniających to, »co jest istotnie ważne w sytuacji» od gatunkowej, rodzinnej i osobniczej przeszłości osobnika. Dynamizmy psychiczne, uczuciowe, jak wszędzie, tak i tutaj okazują, się siłą zupełnie realną, która nie daje się pominąć i zawsze się zjawia pod tą czy inną nazwą. Ewolucja wskazuje, że to, »co jest istotnie ważne w sytuacji», w rzeczywistości ulega bardzo daleko idącym zmianom, nawet u tego samego osobnika, zależnie od jego wieku i jego konstelacji psychologicznej i fizjologicznej, od tej dążności zespołowo-uczuciowej, która w danym momencie odgrywa rolę dominanty, czyli tego »zamiaru», który staje się jedynym czynnikiem koordynującym i kierującym, bez względu na rozwojowy poziom, na którym powstaje.

Marcin Autor